poniedziałek, 1 stycznia 2018

W takiej relacji nie wytrzymasz

Nie da się być w relacji z kimś, kto uważa cię za kogoś gorszego, głupszego, mającego mniejsze prawa niż on sam. W relacji działa bardzo prosta zasada – zasady, które stosujesz względem innych, mogą być zastosowane względem Ciebie. Więc jeżeli dajesz sobie prawo do oczekiwania względem siebie lojalności, to ktoś ma prawo oczekiwać lojalności od Ciebie. Jeżeli zaś w relacji panuje chociażby u jednej osoby, która w relacji pozostaje przekonanie, że zasady obowiązują tylko w jedną stronę… no to mamy klapę, nic z tej relacji nie będzie, na dłuższą metę wysypie się ona jak piasek z przysłowiowego worka Jasia, który to worek z piaskiem niósł przez wieś.




Wchodząc głębiej… żadna dusza tego nie zdzierży. Dobrowolnie nikt się na to nie zgodzi. Czasami godzimy się na taki wzór/ program relacji, bo jesteśmy uwikłani, bo mamy zbyt mało pewności siebie, zbyt mało szacunku do samego siebie, zbyt mało przekonania, że jesteśmy coś warci. W takiej sytuacji partner „krwiopijca”, „kanalia” jest nam po prostu potrzebny, aby pokazać nam samym, jak zdeformowane mamy kody. Bez takiego wspaniałego lustra, jakim jest partner, którego nazwiemy sobie tutaj „kanalią” nie moglibyśmy wyjść z programów/kodów, które prowadzą nas powoli, i sukcesywnie do samo destrukcji. Ostatecznie należałoby z poziomu głębszego zrozumienia takiemu partnerowi podziękować, co wcale nie oznacza, że należy z nim być do grobowej deski. Należy wyłącznie popatrzeć na niego jak na coś, co do nas mówi. A mówi, gwarantuje Wam i to całkiem sporo, i nie przestanie gadać do póki do naszych częstokroć tępych głów nie dotrze jego przekaz informacyjny. A co ma dotrzeć Panie Czarko? – zapyta pewnie jeden z jedną a może i drugi z drugą.  Mam męża totalnego sukurwysyna, który pije, bije, i jeszcze zdradza. Ano, co ma dotrzeć? Ma dotrzeć, że to JA SAMA/ SAM go sobie wybrałam/ wybrałem. I do póki szanowna Pani, Panie, nie weźmiesz za ten wybór odpowiedzialności, to chuj w bombki strzelił, nic się nie zmieni. Możesz ewentualnie trafić na znachorów za dychę, którzy będą Cię oczyszczać od negatywnej energii, ale jak znam życie to nic to, nie zmieni, bo za tydzień będziesz tak samo zajebany błotem, energetycznym syfem, tydzień temu, z tą różnicą, że portfel jakby lżejszy. I klops… Życie nie chce, abyś był ofiarą, życie, dusza, duch chce, abyś współtworzył razem z nim. Życie, Ziemia, Kosmos nie potrzebuje przedszkolaków, którzy chcą udawać, że nie widzą swoich czynów, i nie mają nic wspólnego z całym szambem tego świata. W zarządzaniu jest takie powiedzenie – SUKCES ma wielu OJCÓW, a porażka jest SIEROTĄ. Sorry Wiechu to nie są czasy na rżnięcie ofiary, to są czasy sprawców, sprawców w sensie twórców, a niezmiennym elementem aktu tworzenia, jest odpowiedzialność za stworzenie. Bez wzięcia odpowiedzialności za samego siebie nie da się pójść do przodu. Da się jedynie fałszywie oświecić, i przebywać za życia w świecie różowych słoników pierdzących bezinteresowną miłością. Z przodu światło… wielce oświeceni, a z tyłu aż dymi się od smoły.

Za pomocą metody ustawień systemowych można by szukać przodka, który niósł na swoich plecach podobne programy/ wzory na relacje. Można by było zadać sobie tutaj pytanie-kto miał podobne doświadczenia? Kto tkwił w relacji, w której nie był szanowany, widziany? I po zadaniu tych pytań, zazwyczaj wewnętrznym okiem można zauważyć jakąś konkretną osobę. Być może jakąś babcię, czy jakiegoś dziadka, albo i dalej… czasami zobaczymy, kogoś, kogo na własne oczy nie mieliśmy okazji poznać, ale podświadomość jest jak dziecko. Poproś ją, o jaśniejszy obraz, który pokaże Ci, o kogo chodzi. Czasami już to uświadomienie dużo daje, i pozwala popatrzeć z dystansem, na to czego doświadczamy w naszej relacji, bo przecież pomimo tego, że kody/programy zostały wgrane w system na poziomie pradziadka, to nie jest na dzień dzisiejszy pradziadka odpowiedzialność, że to MY tkwimy w tej, a nie innej relacji, która szczęścia nam do jasnej cholery nie daje.




Czasami, gdy mamy do czynienia z taką sytuacją obarczamy winą „partnera”, robiąc z siebie ofiarę, a z niego / niej sprawcę, ale to też jest droga donikąd. Bo pytaniem zasadniczym jest tutaj pytanie do samego siebie! Mianowicie, co ja mam w sobie, że jestem z taką osobą, i błędem byłoby tutaj przekonywać się na siłę za pomocą np. afirmacji, ze jestem zajebisty, bo nie jestem! Skoro tkwię w takiej relacji, i nie potrafię z niej wyjść, bez obarczania winą i odpowiedzialnością za swój chujowy związek – drugiej osoby. Znaczy powiem inaczej… MOŻNA, można rżnąc ofiarę, można rżnąć kata, można się bawić w ten cały bajzel, na temat którego napisano mnóstwo poczytnych książek – np. W co grają ludzie – Erick Berne, ale to nie prowadzi do wyjścia z labiryntu popieprzonych relacji, które są bardziej destrukcyjne, niż budujące. Destrukcyjne, bo przesączone ślepą miłością, która prowadzi do śmierci. Bo przesączone ślepą miłością, która nie szanuje porządków, ślepą miłością, która w wierności sumieniu każe powtarzać, to wszystko co trudne. Tak, jakby to mogło cokolwiek zmienić, jakby powtarzanie tego schematu, miało przywrócić szacunek, którego była pozbawiona relacja babci i dziadka. To trochę tak, jakby dusza utknęła w ślepej uliczce. To trochę tak, jakby minęło casami 50, czasami 120 lat, a dusza wciąż wzięta w ruch ślepej miłości, i tkwiąca przy tej ofierze, bądź przy tym sprawcy… nieświadomie. Tak jakby nie dotarła do 2018 roku. Takie powielanie schematu skutkuje przekazywaniem dzieciom podobnych schematów na relacje… i potem dzieci będą miały tak samo zakręcone relacje ze swoimi partnerami, i zanim dojdą i połapią, się o co w tym chodzi, to będą miały na karku koło 30 – stego któregoś roku życia.

Nie da się być w dobrowolnej relacji z kimś, kto uważa, że zawsze ma rację. Nikt tego nie wytrzyma – dobrowolnie. Jeśli Twój partner uważa, że zawsze ma rację – nie jest Twoim partnerem. Kim więc jest, ktoś komu wydaje się, że zawsze ma rację? Zazwyczaj po prostu wyszczekaną osobą, której wydaje się, że On jedyny, Ona jedyna ma prawo do uzewnętrzniania swojego zdania, a wszyscy którzy się sprzeciwiają, lub mają inny pogląd na jedyną słuszną rację, są w błędzie, i trzeba ich naprostować na właściwą drogę. I nie chodzi tu o rację w sensie prawdy obiektywnej, bo przecież każdy może mieć swój punkt widzenia, chodzi tutaj tak naprawdę o poczucie MOCY względem drugiego, o poczucie kontroli, i władzę. A władza, kontrola i poczucie mocy nad drugim, nie ma nic wspólnego z miłością. Bert Hellinger napisał kiedyś, że tam, gdzie zaczyna się kontrola, tam kończy się miłość. Miłość, to zgoda na drugiego, takim jaki jest, ale zgoda na drugiego, takiego jakim on jest, nie oznacza zgody na to, że ten drugi może mnie ciągnąć za włosy, pluć na mnie, obrzucać mnie gównem, a ja ze względu na to, że jestem zajebiście rozwinięty duchowo, to nic z tym kurwa na złość samemu sobie nie zrobię, tylko będę stał jak ciołek, przyglądał się temu, i napierdalał mantry, z różowymi słoniami w roli głównej. Nie kurwa. Właśnie ze względu na to, że jesteś świadomym człowiekiem, to powinieneś czym prędzej coś z tym zrobić. Rozpakować program, który Cię dotyczy. Nadpisać w nim brakujące linijki, i zobaczyć co stanie się z partnerem. Może być tak, że On/ Ona się zmieni. A może być tak, że spotęguje swoje zachowania. I w takich sytuacjach jest miejsce na rozdroże. Czasami razem, czasami dalej już osobno. A czasami przez chwilę osobno, a potem razem – życie, nie przewidzisz.

W poczuciu mocy, i kontroli chodzi też oczywiście o energię ofiary. Osoba, która poddaje się w pewnym sensie swojemu oprawcy zasila go. Oddaje mu swoją energię, upuszcza ją dla swojego oprawcy. Obrazy wewnętrzne oprawcy mają wtedy większą moc, i większą szansę na zmaterializowanie się, w jakimś mikro systemie, tudzież układzie wzajemnych relacji. Z kimś takim nie da się żyć - oczywiście dobrowolnie - bo w zniewoleniu da się to osiągnąć(przynajmniej czasowo), i my jako rasa ludzka mamy to przećwiczone, i przerobione w kanonie swoich doświadczeń. Przecież jeńcy wojenni, więźniowie obozów koncentracyjnych zasilali swoją energią przekonanie Niemców, że są rasą Panów. Ciekawe, że nazistowski obraz o swojej wyjątkowości, jako rasie Panów, tak trudny w konsekwencjach był dla Żydów, którzy są wewnętrznie przekonani, że są narodem wybranym.




Tkwienie w relacji, gdzie jedna ze stron uważa swoją rodzinę, swój klan pochodzenia za lepszy, swoje dzieci za lepsze, jest autodestrukcyjne dla osoby, która – nazwijmy to tutaj umownie – „gorsza” jest. To tak, jakby ktoś tkwił w danym systemie, bo miał przekonanie, że jego system, jego rodzina, jego klan nie ma prawa żyć, nie ma prawa istnieć. To częstokroć może być związane z jakąś wielką winą, z jakimś wielkim można by rzec, grzechem pierworodnym systemu. Tak, jakby ktoś wewnątrz duszy niósł głęboką pokutę, za to że jest, za to że oddycha, za to że żyje, tak jakby niósł pokutę za WIELU. Taka wina ocalałych. Ma to miejsce często w sytuacjach, w których na przykład ktoś uciekł z palącego się domu, i jako jedyny przeżył. Reszta zginęła.

Może to mieć miejsce, w sytuacji, gdy na przykład dziadek, albo babcia uciekła z transportu do obozu, a całe pozostałe 20 wagonów pełnych ludzi pojechało mówiąc wprost, do gazu. Ma to w sobie coś ze skryptu KAT i OFIARA. Tak jakbyśmy sami sobie szukali partnera, który będzie naszym katem. Bo czymże jest tkwienie w relacji z kimś, kto ma Cię za kogoś, lub coś, co ma mniej praw niż ON sam? Tkwienie w relacji z kimś, kto nie daje Ci prawa to wyrażania się psychicznie, emocjonalnie, fizycznie w takiej formie, w jakiej potrzebujesz się wyrazić? To potrzeba bycia w relacji ze swoim nadzorcą. To tkwienie w relacji, z kimś kto czuje, że ma więcej prawa do bycia, istnienia, funkcjonowania, wyrażania się. To tak, jakby w relacji powielał się wzorzec Narodu Wybranego i Narodu, czy też systemu NIEWYBRANEGO, żeby nie było tak górnolotnie, to po prostu powielenie schematu Ja Lepszy, Ty Gorszy.

Mirek Piotr Czarko Wasiutycz

O Autorze 


Nazywam się Mirosław Piotr Czarko-Wasiutycz. Urodziłem się w 1978 r. we Wrocławiu. Studiowałem Psychologię Zarządzania, i Marketing. Przez 12 lat pracowałem w mniejszych i większych firmach, a także korporacjach. Pełniłem funkcje kierownicze, dyrektorskie, ale najbardziej przypadło mi do gustu stanowisko trenera, coacha, mentora - w tym wymiarze realizuję się zawodowo. Pracuję z biznesem, i klientami indywidualnymi. Biznes wspieram szkoląc ze sprzedaży, obsługi klienta, coachingu, zarządzania, komunikacji. Przy pracy z klientem indywidualnym stosuje techniki coachingowe, i metodę Ustawień Systemowych Berta Hellingera - takie połączenie narzędzi i technik przynosi mi i moim klientom bardzo dobre efekty. Uczestniczyłem w ponad 50 warsztatach rozwoju osobistego, szkoląc się u różnych mądrych ludzi. Mam na swoim koncie ponad 4500 spotkań coachingowych, i ponad 2000 godzin spędzonych na sali szkoleniowej. Z Ustawieniami Systemowymi spotkałem się w 2005 r. Od tamtego czasu moje życie uległo olbrzymiej transformacji. Dzisiaj, po 12 latach pracy z sobą samym pomagam między innymi mężczyznom dotrzeć do ich wewnętrznej męskiej siły, którą mogą znaleźć przy swoim ojcu. Czerpiąc siłę ze zdrowych męskich korzeni pozwalam im wyciągnąć na światło dzienne, ten potencjał, który zawsze w nich drzemał, tylko czasami był przykryty kurzem zamierzchłych czasów. Kobietom pomagam dotrzeć do ich ojca, a potem powrócić w ramiona matki, do tego co żeńskie. Prywatnie jestem mężem i ojcem - trójki wspaniałych dzieciaków - Aleksandra, Juli Antoniny, i Emilli Zofii. 
Klientów indywidualnych przyjmuję w Kątach Wrocławskich, lub na sesjach via Skype. Na ternie Polski i za granicami kraju prowadzę również warsztaty Ustawień Systemowych. Jeżeli chcesz się umówić zapraszam Cię do kontaktu. 

mirekczarko@gmail.com
T. +48 781 896 147




sobota, 30 grudnia 2017

Granice


Często gdy stawiamy granice powstaje opór. Są tacy, którzy ich przestrzegają. Poczują, że czegoś oczekujesz i uszanują, że tego, i właśnie tego chcesz - do cholery w końcu masz prawo się wyrażać psychicznie, bo jesteś człowiekiem.
Są też tacy, którzy dostaną białej piany na pysku, gdy tylko im granice postawisz, zaczną manipulować, robić z siebie ofiarę, z ciebie sprawcę, tego złego, nie w tym pozytywnym słowa znaczeniu. Zrobią z Ciebie śmiecia, nierozwiniętego „duchowo” pokemona, albo przysłowiowego Janusza. Oni nie lubią granic. Granice ich ograniczają, jak ojciec, który zabraniał wracać po 22 do domu.

Granice szanowane są tam, gdzie szanowane jest męskie. Gdy w rodzie nie ma szacunku do męskiego, nie będzie szacunku do granic. Wściekłe kobiece granic nie szanuje - wściekłe na męskie. Nie chce granic, granice uznaje za coś co trzeba zniszczyć, dla samego zniszczenia. Nie po to, aby postawić swoje granice, nie po to, aby przepchać swoje racje, ale po to, aby nie było granic.
Życie, praca, biznes, nawet ten który nazywamy duchowym, życie, rozwój – wymaga granic. Często ten, który stawia granice uznawany jest za agresora, ten który chce złamać granice robi z siebie ofiarę – trochę się prosi, o silniejsze postawienie granic, trochę prowokuje, trochę podkręca, nakręca, podpuszcza. Stawianie jasnych granic często jest mylone z brakiem tolerancji – mylnie.
Wszystko co żyje potrzebuje granic. Granicą komórki jest błona komórkowa, granicą ciała skóra, granicą życia jest śmierć… i zaraz tutaj pewnie usłyszę hasła w stylu: reinkarnacja, kolejne życie, karma… może i tak jest, nie przeczę, jednak to jednostkowe życie, kończy się śmiercią, bez względu na to co po nim, to jednostkowe kończy się śmiercią.

Gdy dzieciom stawiamy granicę, czują się bezpieczniej, gdy uchodźcą postawilibyśmy granicę, też czuliby się bezpieczniej. Myślę, że brak ich stawiania powoduje, że człowiek traci orientację, w społeczeństwie. Gdy ktoś się z Tobą przepycha emocjonalnie, w momencie, gdy stawiasz granicę, tak naprawdę przepycha się ze swoim ojcem, bo to ojciec stawia pierwsze granice. W żeńskim bez męskiego wszystko się rozlewa… tam mamy treść, ale nie mamy formy. Gdy stawia się granicę z męskiego, bez szacunku do żeńskiego są one twarde, jak gliniane nogi kolosa, gdy stawia się granice z żeńskiego, bez męskiego są one płynne jak kisiel. Dobrze postawione granice wychodzą z męskiego, ale szanują żeńskie, są postawione w służbie żeńskiemu.



Od dziecka uczymy się stawiać, i czuć granice. W pierwszych naszych krokach po tej Ziemi, w przedszkolu wśród rówieśników, w szkole, na studiach, w pracy, w rodzinie, w partnerstwie, i w codziennym życiu, przy zakupie działki budowlanej, mieszkania – też uczymy się granic. Tam, gdzie nie ma jasno wyznaczonych granic, łatwo o brak odpowiedzialności, łatwo o sprzeczki i spory. Gdy mamy coś wspólnego, też dobrze jest wyznaczyć granice. Kto opiekuje się wspólnym kawałkiem trawnika? Kto kosi ten trawnik? Kto go nawozi? Kto zasadza? Brak granic, i jasno wyznaczonych obowiązków prowadzi do braku równowagi.

Granice są ludzkie, brak granic jest Boski, bardziej duchowy. Duchowy w sensie odlotu, od tu i teraz na Ziemi. Ci, którzy nie dotarli do swojej mamy, nie szukają granic, Oni szukają jedności – zazwyczaj w praktykach ezoterycznych, w głębokiej medytacji, oni szukają połączenia ze źródłem, światłem, jest im trudno ustanowić stałe granice. Aby umieć stawiać granice, najpierw trzeba dotrzeć do mamy, i poczuć to co czuliśmy w jej macicy. Jedność. Ten, kto doświadczył jedności, łatwo umie pójść w odrębność. Ten, który nie doświadczył jedności, nie będzie chciał pójść w odrębność, w zaznaczenie swojego terytorium.

System immunologiczny człowieka stawia granice. Kaszląc stawiasz granice. Wystawiasz poza swój obręb to, co jest w Tobie a Ci szkodzi. Brak granic np. w przypadku osiedla domków jednorodzinnych powoduje większe napięcie, i brak poczucia bezpieczeństwa, to powoduje nerwowość, a ostatecznie może prowadzić do przemocy. Organizm, który nie stawia granic ginie. Gatunek, który nie stawia granic ginie. Takie jest prawo tej Ziemi.

Granicą dnia jest noc. Granicą nocy jest dzień. Istnieją też granice naszego doświadczenia, granice naszych możliwości, granice wytrzymałości, granice naszego domu, mieszkania, granice naszych możliwości, a także granice naszej miłości. Ten, który szanuje granice jest spokojniejszy. Ten, który granic nie szanuje lęka się, że ktoś nie uszanuje jego granic. Zdrowe męskie, umie szanować i stawiać granice. Zdrowe męskie to męskie, które w swojej sile służy żeńskiemu.


Istnieją też granice naszego bycia w razem. Ten, który je poznał, umie cieszyć się partnerem, takim jaki on jest. Czasami zły, czasami zmęczony, czasami po prostu w chujowym nastroju. Ten, który granic nie poznał, szuka wciąż czegoś nowego, szybko się nudzi, szuka więcej. Więcej można znaleźć tylko na chwilę, tak samo jak na chwilę, można być w Tao. Ten, który poznał granice, umie cieszyć się uściskiem dłoni partnera, wspólnym oglądaniem głupiego filmu, wspólnym wsadzaniem naczyń do zmywarki, zakupami, spacerem. Ten, który znalazł granice nie musi już biec, i gonić w życiu króliczka. Zna swoje miejsce. Zgadza się na świat, takim jaki jest. Nie musi nic do niego dodawać, nie musi nic mu ujmować. Odnalazł swoje miejsce, na Ziemi.

Mirek Piotr Czarko Wasiutycz

O Autorze 

Nazywam się Mirosław Piotr Czarko-Wasiutycz. Urodziłem się w 1978 r. we Wrocławiu. Studiowałem Psychologię Zarządzania, i Marketing. Przez 12 lat pracowałem w mniejszych i większych firmach, a także korporacjach. Pełniłem funkcje kierownicze, dyrektorskie, ale najbardziej przypadło mi do gustu stanowisko trenera, coacha, mentora - w tym wymiarze realizuję się zawodowo. Pracuję z biznesem, i klientami indywidualnymi. Biznes wspieram szkoląc ze sprzedaży, obsługi klienta, coachingu, zarządzania, komunikacji. Przy pracy z klientem indywidualnym stosuje techniki coachingowe, i metodę Ustawień Systemowych Berta Hellingera - takie połączenie narzędzi i technik przynosi mi i moim klientom bardzo dobre efekty. Uczestniczyłem w ponad 50 warsztatach rozwoju osobistego, szkoląc się u różnych mądrych ludzi. Mam na swoim koncie ponad 4500 spotkań coachingowych, i ponad 2000 godzin spędzonych na sali szkoleniowej. Z Ustawieniami Systemowymi spotkałem się w 2005 r. Od tamtego czasu moje życie uległo olbrzymiej transformacji. Dzisiaj, po 12 latach pracy z sobą samym pomagam między innymi mężczyznom dotrzeć do ich wewnętrznej męskiej siły, którą mogą znaleźć przy swoim ojcu. Czerpiąc siłę ze zdrowych męskich korzeni pozwalam im wyciągnąć na światło dzienne, ten potencjał, który zawsze w nich drzemał, tylko czasami był przykryty kurzem zamierzchłych czasów. Kobietom pomagam dotrzeć do ich ojca, a potem powrócić w ramiona matki, do tego co żeńskie. Prywatnie jestem mężem i ojcem - trójki wspaniałych dzieciaków - Aleksandra, Juli Antoniny, i Emilli Zofii. 
Klientów indywidualnych przyjmuję w Kątach Wrocławskich, lub na sesjach via Skype. Na ternie Polski i za granicami kraju prowadzę również warsztaty Ustawień Systemowych. Jeżeli chcesz się umówić zapraszam Cię do kontaktu. 
  
Dane do kontaktu: 
mail: mirekczarko@gmail.com 
tel. +48 781 896 147 

Na Facebooku prowadzę grupę Kobieta i Mężczyzna do, której serdecznie Cię zapraszam.
https://www.facebook.com/groups/1635773963339541/?fref=ts

Tu znajdziesz grafik Warsztatów Ustawień Systemowych  

Grafik warsztatów Ustawień Systemowych pierwszy kwartał 2018 r.


wtorek, 12 września 2017

Żeby związek się udał… w RAZEM

Człowiek to nie mężczyzna. Człowiek to nie kobieta. Człowiek w całości - to mężczyzna i kobieta. W relacje wchodzi dwojga, aby stworzyć jedno. Natura pięknie to pokazuje, bo gdy blisko spotka się jedno i drugie, to potem Ona zachodzi w ciąże, i rodzi jedno. Jego i Ją, w jednym, w dziecku, które składa się z niego i niej, ale już w jedności. W nierozerwalnej jedności. Związek, tworzą osoby, które chcą być ze sobą, i siebie nawzajem potrzebują. Nie można być z kimś w związku, jeżeli się go nie potrzebuje, i nie uznaje się, że ta potrzeba jest przyczyną powstania związku. Ktoś, kto za bardzo rozwinie w sobie drugą płeć, nie potrzebuje związku, nie potrzebuje kogoś przy sobie. Niektórzy mówią do siebie, że „… nie potrzebuje z Tobą być, jestem z Tobą bo chcę.” Jak to brzmi? Co tam w tych słowach jest schowane? „Chcę z Tobą być…” „nie potrzebuje z Tobą być…” co jest tam powiedziane między słowami? Co jest nie uznane? Nieuznana jest więź, i potrzeba bycia w relacji, w związku, bycia związanym. Tak naprawdę taka osoba mówi, że „jak nie Ty, to ktoś inny…” Jak się wtedy czuje partner? Jak może się czuć? Czy czuje się potrzebny? Czy czuje się ważny dla tej drugiej osoby? Czy czuje, że musi się odsunąć, czy może czuje się uszanowany? Czy otwiera się na drugiego, czy zamyka? Rozważ sam, w sobie.

Związek to dawanie i branie, to dawanie sobie, i dawanie partnerowi. Jeżeli uznajemy swoją więź, to uznajemy istnienie pomiędzy nami przepływu. Nasze związki zaczynamy już w brzuchu mamy. Już tam jesteśmy związani. Już tam jesteśmy połączeni, z tą jedną, jedyną, szczególną kobietą. Nie z jakąś inną, ale właśnie z tą jedną. Z naszą matką. Często ludzie mają zarzut do swojej mamy, że była taka jaka była. Czy uznają wtedy więź która ich łączyła z ich matką. Czy mogą poczuć się dobrze na świecie, wśród innych ludzi, z którymi przyszło im się związać podczas ich życia? Czy są wtedy połączeni z Ziemią? Bo ziemia to też energia matki. Czy ktoś, kto ma dużo zarzutów do swojej matki, może łagodnie i z gracją stąpać po ziemi? Czy może cieszyć się życiem? Czy może być uziemiony? Mówi się, że niektórzy bujają w chmurach, że mają odloty do wysokich wibracji. Jak Oni się mają do swoich matek? Ci, którzy nie czują się dobrze na ziemi, którzy chcą stąd odejść, nie mają się dobrze do swojej mamy. Do swojej mamy… do tej kobiety, która była taka jaka była. Taki ktoś nie umie przyjmować darów, nie umie przyjmować tego co oferuje życie, tutaj na ziemi, bo nie przyjął już u początku swej wędrówki tutaj po ziemi.
Kobieta jest różna od mężczyzny, mężczyzna jest różny od kobiety, ale różny nie znaczy gorszy lub lepszy. Różny znaczy nie więcej, nie mniej tyle co inny. Różny nie wyklucza równości. Wartościowanie, że ktoś jest lepszy, a ktoś gorszy, tak jak to robimy bardzo często wynika z braku głębokiego wglądu w istotę życia. Kategoryzujemy, umniejszamy, dzielimy, bo tak nam łatwiej, bo wtedy jesteśmy w stanie stać w obrębie swego sumienia, i możemy czuć się niewinni. Mówimy na przykład alkoholik – i czujemy się lepsi. A alkoholizm wynika z głębokiej tęsknoty za silnym zdrowym męskim. Gdzie nasze współodczuwanie na ludzką istotę? Wolimy czuć się lepsi, niż zrozumieć.

Gdy partner mówi do Ciebie, że gdyby chciał to mógłby mieć innych partnerów na pęczki. Czy on wtedy uznaje swoją niekompletność? Czy traktuje relacje z Tobą, jako swój wybór, taki wybór jak wybór koloru skarpetek, które dzisiaj zakłada. Aby móc być w związku trzeba uznać swoją niekompletność. Nie trzeba być w związku, to nie jest zasada. Można być w relacjach z innymi ludźmi, nie trzeba być z jednym, można być z wieloma. Można być samemu, i uznać, że wolę dać sobie sam, ze swego żeńskiego do swego męskiego, bądź na odwrót. Ale rozmawiamy o związkach, o połączeniu w jedno tego co odrębne. Odrębne to męskie, i żeńskie, jesteśmy odrębnymi płciami, ale łączymy się w związki, bo mężczyźnie brakuje kobiety, a kobiecie brakuje mężczyzny. Jeżeli kobieta stoi przy swojej mamie, to brakuje jej męskiego. Jeżeli zrezygnowała z ojca, jako swego partnera, to jest do wzięcia przez mężczyznę. Jeżeli nie zrezygnowała z ojca, to znajdzie co najwyżej kochanka. To samo tyczy się mężczyzny. Jeżeli zrezygnował ze swojej matki, jako z partnerki, to jest wolny do związku z kobietą. Kobieta potrzebuje męskiego, i mężczyzna potrzebuje żeńskiego. Kobieta i mężczyzna potrzebują się nawzajem. Bez uznania, że nie jestem kompletny bez niej, czy bez niego, bez uznania tego, że ona jest święta jako kobieta, i że potrzebuję jej, aby być mężczyzną, i stać w męskim, w dorosłym męskim, nie znajdę spełnionej relacji z kobietą, i na odwrót – nie znajdę jako kobieta spełnionej relacji z mężczyzną.

Aby dawać, trzeba mieć. Aby brać trzeba mieć brak. Bez wymiany, bez dawania i brania nie ma relacji. Więc jak ktoś mówi, że nie jestem z Tobą, bo muszę… tylko chcę, to tak jakby nie uznawał swojej niekompletności. Tak jakby mówił do partnera, który chce wymiany, że on tej wymiany z nim nie potrzebuje. Co może zrobić taki partner? Odejść, i znaleźć kogoś, dla kogo to co ma, będzie wartością. Znaleźć kogoś, kto też tak, jak on będzie niekompletny.
Mówią, że mężczyzna „jedzie” na kobiecej energii. To prawda. Mężczyzna potrzebuje kobiecej energii. Kobieta potrzebuje męskiej energii. Mężczyzna jest pojazdem, kobieta jest paliwem. Są też tacy, którzy przez wiele lat praktykują samozasilanie. To też jest jakaś droga. Z czego wynika ta droga? Z głębokiego zrozumienia, czy ze strachu, że będę zależny od kogoś, na kogo nie mam wpływu. I znów pojawia się pytanie… czy przyjąłem własną matkę, bo to na nią nie miałem żadnego wpływu jako dziecko. Mogłem tylko krzyczeć i kwilić… Jak widzę, często tą drogę wybierają Ci, którzy nie przyjęli swojej matki, którzy boją się swojej matki, którzy boją się przyjęcia życia takim jakie ono jest. A życie to nie tylko kwiatki, czekoladki, i słodkie słówka. To także to wszystko co po ludzku jest po prostu trudne. Za tym trudnym na końcu stoi miłość, i głębokie zrozumienie, ale my wciąż mamy często nadzieje, że uda się jakoś to ominąć, jakoś inną drogą dotrzeć na brzeg. Wtedy właśnie odlatujemy, wtedy właśnie wyciąga nas w kosmos, i podróże poza ciałem, bo w ciele jest za trudno, bo w ciele boli, bo w ciele gniecie. Odeszliśmy od jedności, aby wtopić się w oddzielenie, czy po to, aby za życia umrzeć? Czy po to, aby przez coś przejść. Za każdym razem, gdy wyruszamy w podróż, jest taki moment, gdy żałujemy, że w ogóle wyruszyliśmy z domu. Z naszej miękkiej strefy komfortu. To jest kryzys. Podobnie dzieje się wtedy, gdy zaczynamy ćwiczyć. W pewnym momencie mamy dość, i zastanawiamy się, czy nie zrezygnować. Bolą mięśnie. Boli głowa, dupa i w ogóle jest taka fuck upowa atmosfera. Utykamy, często wtedy w wyobrażeniach, odlatujemy, uciekamy od życia. Ze strachu, bo za bardzo boli, czekamy na impuls, który popchnie nas do przodu. To naturalne.

Według matrycy systemowej mężczyzna stoi w rodzinie jako pierwszy. A kobieta jako druga. Pierwszy i drugi tutaj to tylko funkcje. To nie gorszy i lepszy. To nie wyższy i niższy. Tak wygląda matryca systemów rodzinnych. Od kilkudziesięciu lat dużo się pozmieniało w rolach męsko żeńskich. Kobiety były uciskane przez wiele lat. Mężczyźni budowali świat, w którym dla kobiet nie było miejsca. Szamanki, wiedźmy – kobiety które wiedzą – były palone na stosach, bo zagrażały utrzymaniu kobiet z dala od wiedzy. Później były wojny, które zdziesiątkowały mężczyzn. Męskie podupadło. Chłopcy byli wychowywani przez matki, babki, ojców po prostu zabrakło. Dzisiaj mamy tak dużo silnych kobiet się mówi. Silna kobieta… co to znaczy silna kobieta? Taka, która prze do przodu, po sukces? A co tym sukcesem dzisiaj jest? Czy silna kobieta to ta, która stoi przy mężczyźnie? Czy dzisiejsza silna kobieta, to ta, w której dużo żeńskiego? Czy taka, w której dużo męskiego? I na czym zasadzona jest ta silna kobieta? Na swojej zwiewności? Na kontakcie ze swoim współczuciem? Ze współodczuwaniem? Ze swoją intuicją, i zdolnością do łączenia tego co rozdzielone? Jest bardziej matczyna, ciepła, zwiewna, i osadzona w czułości? Czy może jej siła jest zasadzona we wkurwie na męskie? Popatrz głębiej… nie patrz na piękne zwiewne kolorowe stroje, na zwiewne falbany, i wiatr we włosach, popatrz głębiej. Czy jest tam rumieniec i wstyd przed pokazaniem się na zewnątrz, czy raczej droga usłana trupami z męskich ciał, fallusów, wnętrzności. Skąd do kobiety płynie siła? Od jej matki? Owszem, ale czy ta matka była kobieca? Czy raczej wychowywała się na wkurwie swojej babki, bo dziadek poszedł na wojnę i zostawił z piątką dzieci? Czy ta babcia była w żeńskim? Czy to właśnie o niej krążą po rodzinie historie, że rządziła w rodzie. Czy naprawdę rządziła bo chciała? Czy bo nie miała innego wyjścia. Patrzyłem na to już tysiące razy. Już tysiące razy to widziałem na warsztatach ustawień systemowych. Totalny wkurw… z rzucaniem krzesłami, z przekleństwami, wyzwiskami, i pianą na ustach. To się bardzo często kryje za tym dzisiejszym sukcesem kobiecego. Za siłą, aby samej zadbać o siebie. Za sukcesem finansowym. Za zdobywaniem coraz to większych przestrzeni firmowych, czynieniem inwestycji w ziemię, przestrzeń, zasoby. Za tym triumfem stoi mega złość na męskie. A czy mężczyzna, ten który dzisiaj jest z tą kobietą, ma z tym coś wspólnego? Nie. Nie ma osobiście. Zapłacił swoją pierdołowatością już wystarczająco dużo. Był wychowywany przez mamę, która była wkurwiona na tatę. Był wychowywany w przedszkolu przez kobietę. W szkole też. Stracił swój dostęp do męskiego. Już zapłacił. Ale kobieta dalej chce mu spuścić wpierdol. Tym razem za to, że nie jest męski. O ironio. Mężczyzna natomiast ma pretensję do kobiety, że nie jest żeńska, tylko jest jakimś pieprzonym robotem, czy też babą z fiutem między nogami. A nie jest żeńska, bo próbuje wyrównać za babkę, za pra babkę, za te wszystkie, które nie miały, miały za mało, które zostały zmuszone do tego, aby stanąć w męskim.

Co jest rozwiązaniem?

Mężczyzna nie potrzebuje kobiety z penisem, której ulubiona pozycją w seksie jest go ujeżdżać. Nie potrzebuje kobiety silnej, która wychodzi do świata. Jest mu to zbędne. To może mu przypominać tylko jego dominującą matkę, przed którą przecież przez całe dzieciństwo chciał uciec, i tylko marzył o tym, jak to będzie mu dobrze, gdy już dorośnie, bo nikt nie będzie mu mówił o tym, co powinien robić, jak powinien robić, i kiedy powinien robić. Od takich kobiet mężczyźni uciekają. Przy takich czują się słabi, tak samo słabi i bezsilni, jak przy swoich matkach, które były wkurwione na ich ojców, i do ojców nie puszczały… w geście czystego sumienia do babć, prababek, i pra pra babek.
Kobieta która do swego sukcesu zasila się stając przy ojcu, tak naprawdę z ojca nie zrezygnowała. A jeżeli nie zrezygnowała z ojca, to na ile jest dostępna w swojej żeńskości dla swego mężczyzny? Trochę jakby prosiła się, aby ten mężczyzna ją zostawił. Wtedy będzie mogła przeżyć w czystości sumienia dokładnie to co przeżyła jej babka, czy tam prababka, która została właśnie przez dziadka, czy pra dziadka zostawiona. Wtedy właśnie będzie mogła symbolicznie czy wręcz fizycznie obciąć swojemu facetowi jaja. Nie za siebie… za babkę. I z tej ofiary, stanie się sprawcą.
Nadal nie widać rozwiązania… nadal mamy początek gry w Mortal Kombat, gdzie tajemniczy głos zza pleców mówi tylko jedno słowo FIGHT ! WALCZ !

Przodkowie nie mogą w spokoju zasnąć. Prababki i Pradziadkowie przewracają się w grobach. A przewracają się, bo to my zasilamy ich swoją energią. To umiemy w parach robić doskonale. Walczyć o energię. Walczyć o zasoby. Wojny z frontami, nie są już nam potrzebne. Każdy ma swój front pod własnoręcznie zbudowanym dachem. W zaciszu czterech ścian, toczą się największe wojny. On za mało męski, ona z penisem zamiast pochwy. Rozdzieleni. Jeżeli komuś, kto włada tym światem zależało na tym, abyśmy byli w konflikcie, to udało mu się do znakomicie.

Musimy zrozumieć jedną podstawową kwestię. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Cały rozłam pomiędzy męskim a żeńskim postał z idei, której główną osią jest oddzielenie. Której myślą przewodnią jest to, że ja kobieta dam sobie radę bez niego. Ja mężczyzna dam sobie radę bez niej – kobiety. Musimy uznać swoją niekompletność. Musimy patrzeć na siebie jak na święte osoby, z którymi przyszło nam obcować. Musimy patrzeć przez pryzmat nie osobistego Ego, ale przez pryzmat Ego rodziny. A rodzina to nie kobieta i dzieci. To nie mężczyzna i dzieci. To mężczyzna, kobieta i dzieci. A aby to uznać, trzeba uznać, że bez kobiety nie mogę być mężczyzna, a bez mężczyzny nie mogę być kobietą. To co widać, w ustawieniach systemowych to to, że zmarli, że przodkowie, że nawet te wkurwione babcie mogą zasnąć, gdy my już nie powtarzamy ich losu. Gdy idziemy własną drogą, z szacunkiem do ich losu, do ich drogi, do ich życia. One już nie mają wyboru. Ty i ja wciąż go mamy. Nie w odrębności, ale w razem. W nowej jakości RAZEM. Popatrz na swoje życie… na swoje cele, i zastanów się co dzisiaj zasilasz. RAZEM? Czy OSOBNO?
Musimy zrozumieć, że żeńskie potrzebuje stabilnego, silnego męskiego. A męskie potrzebuje ciepłego, czułego żeńskiego. Popatrz na te wszystkie babki… popatrz na tych wszystkich dziadków. I w ciszy zadaj im pytanie… czy wolno mi inaczej niż Wy?

Odpowiedź przyjdzie sama. Dzisiaj jest dobry dzień, aby położyć do grobu to co stare, i to co nie służy RAZEM. Dorośnij. Obudź się. Już czas. RAZEM.

Grafik warsztatów Ustawień Systemowych pierwszy kwartał 2018 r.


Pozdrawiam serdecznie

Mirek Piotr Czarko-Wasiutycz

piątek, 26 maja 2017

Mama... Twoja mama

MAMA... Twoja mama <3

Jedno z pierwszych słów, które wypowiadamy z ufnością i oddaniem, to właśnie słowo "Mama". Zamknij oczy. Weź kilka głębokich oddechów. Słowo mama ma w sobie więcej mocy, niż Ci się wydaje, tylko prawda jest taka, że słowa częściej powszedniej niż nam się wydaje. Na przykład słowo "kocham", trochę się skomercjalizowało, często używamy go zbyt często, często zbyt pochopnie, często nie czując miłości. Wejdź w siebie, i oddychaj. Uspokój oddech, i poczuj, gdzie w swoim ciele znajdujesz miejsce na słowo "Mama". Co tam do tego jest dołączone? Może strach? Może boisz się swojej mamy, bo kiedyś jak byłeś mały, to krzyknęła na Ciebie, z niewiadomych powodów. Może Cię biła, bo nie wszystkie matki tylko głaszczą. One są zwykłymi kobietami, które czasami są wkurwione, ot tak po prostu... bo mają zespół napięcia przedmiesiączkowego, bo tata nie dał rady w nocy, bo koleżanka schudła, a jej tyłek dalej wygląda jak szuflada z IKEI - taka z dużej komody. Czasami po prostu napierdala ją głowa, a czasami sama nie wie dlaczego, ale komuś by po prostu przyjebała. Zwykła kobieta, czasami zła, czasami radosna, czasami po prostu zmęczona, bo buty chodź piękne okazały się za małe i obcierają stopę.

Poczuj w sobie, co kryje się za słowem MAMA. Wyobraź sobie, że stoisz w odległości kilku metrów od swojej mamy. Popatrz jak wygląda. Może jest pięknie odświętnie ubrana, a może stoi w jakimś fartuchu upieprzonym w mące, bo właśnie robiła makaron. Kiedyś makaron robiło się w domu. Ciasto, i krojenie w nitki. Co widzisz w jej oczach? Tęsknotę, a może uśmiech?

Może tęskni za kimś, ze swojej rodziny, i nie może się do końca skupić na Tobie? Może sama straciła siostrę, lub swoją mamę, a może brata, a może tatę? A może miała siostrę bliźniaczkę, o której, ani ona, ani jej matka nie wiedziała, bo stało się to jeszcze na etapie prenatalnym. I może niesie w sobie taki smutek, za tym bliźniakiem, lub rodzeństwem już do 50, a być może 70 lat. Popatrz na nią, i powiedz do niej "Mamo proszę patrz na mnie".

Poczuj jak się masz, do niej. Nie myśl, pozwól sobie czuć. "Mamo proszę patrz na mnie". "Mamo to ja, Twój mały synek/ córeczka."

I odważ się, i zrób krok w jej kierunku, bo duże rzeczy w życiu robi się ze strachem. Odważ się. Weź oddech, i zrób wewnętrzny krok w jej kierunku. Albo połóż na ziemi poduszkę, która symbolizuje Twoją mamę, albo pojedź do niej, i poproś ją, aby stanęła naprzeciw Ciebie, i rusz w jej kierunku, i patrz jej w oczy.

Co widzisz, w jej oczach? Jak nie widzisz miłości, to co widzisz? Może widzisz, że trochę Cię odrzuca? Że nie chciała Cię na tym świecie? Może kiedyś faktycznie przeszła jej taka myśl przez głowę. Może faktycznie chciała Cię usunąć? Może tak, było, ale jeżeli jesteś tutaj i czytasz ten tekst, to znaczy, że się na Ciebie zdecydowała, a przecież nie musiała.

Niektóre matki są mordercze. Trudno jest dojść do morderczej matki. Może się jej boisz, może dziecko przed Tobą zostało przez nią usunięte? A może kilkoro dzieci przed Tobą i po Tobie. Poczuj ten strach w sobie. To często strach ofiary. Znajdź w swoim ciele ten strach, popatrz jej w oczy, i niech wybrzmi ten strach w Tobie. Może zaczniesz się trzęść... pozwól niech to się uwolni z Twego ciała, niech to się uwolni przez Twoje gardło. Jak masz potrzebę to krzycz, i patrz jej w oczy. "Mamo boję się Ciebie, i już nie mam siły... Mamo proszę patrz na mnie życzliwie.

Może Twoja mama Cię krzywdziła, jak byłaś mała. Być może dorosłaś, i się odcięłaś i postanowiłaś, że więcej się do niej nie zwrócisz, jako dziecko. Być może jako małe dziecko czekałaś z utęsknieniem, aż dorośniesz, i będziesz samodzielna. Pozwól sobie na swój strach, i na swoją decyzję odcięcia się. Być może to było najlepsze co mogłeś zrobić w tamtym momencie, ale pamiętaj, że to właśnie ta a nie inna kobieta dała Ci życie, i ryzykowała swoje życie rodząc Cię, i sprowadzając właśnie Ciebie na ten świat.

I zrób kolejny krok ku... i patrz jej w oczy. Nie w sufit, nie w podłogę, tylko w oczy, i oddychaj i bądź świadomy, co przez Ciebie płynie, co płynie przez Twoje ciało.

Powiedz do niej "Mamo proszę"... powiedz mamo... z ufnością, z jaką wypowiada to małe dziecko, z nadzieją, że zaraz dotrze do ramion, które ukoją rozedrgane serce... rozedrgane ciało. "Mamo proszę..."

A, gdy już wejdziesz w jej ramiona, gdy już zatopisz się w niej, i zlejecie się w jedno, gdy poczujesz jak płynie pomiędzy Twoim oddechem, a jej oddechem, pomiędzy Twoim biciem serca a jej biciem serca... powiedz jedno słowo... "Dziękuję, że się zdecydowałaś. Przecież nie musiałaś, przez to wszystko przechodzić. Dziękuję"

Matki to zwyczajne i niezwyczajne kobiety. Nie muszą być idealne. Takie jakie są, są właściwe. Rodzą nas, ryzykując własne życie. Rezygnują, aby dać nam... i czasami są mordercze. A przy morderczych matkach znaleźć można dużo siły i odwagi do życia, do stanięcia do życia z wszelkimi jego konsekwencjami. Do życia, i do śmierci, do tego co dobre i co płynie i do tego co trudne i wymagające. A cała ta nasza droga, zaczęła się, bo ta zwykła kobieta, kiedyś wewnętrznie, powiedziała TAK - do życia, TAK do naszego taty, TAK do nas.

Mamo Helena Czarko dziękuję <3

Mirek Piotr Czarko Wasiutycz
www.ustawieniasystemowe.blogspot.com



Grafik warsztatów Ustawień Systemowych pierwszy kwartał 2018 r.


Zapisy:
M. mirekczarko@gmail.com
T. +48 781 896 147


piątek, 10 marca 2017

Mężczyzną stajesz się przy Tacie

Dzisiaj dzień chłopaka. Dzień mężczyzny brzmi jak dla mnie lepiej. Chciałem dzisiaj coś napisać, w tym temacie, ale nie czułem, w ogóle weny. Położyłem się do łóżka. Przytuliłem do żony. Dzieci trochę się rozkopywały, w swoich łóżkach a po chwili zasnęły. I gdy już powoli odpływałem w krainę Morfeusza przyszło… jak mam coś napisać to coś do mnie przychodzi, i pcha mnie wtedy w kierunku klawiatury.
Gdzie mężczyzna staje się mężczyzną? Nie jakąś karykaturą, nie jakąś rolą, nie jakimś pajacem, gdzie mężczyzna staje się mężczyzną? Ano, staje się przy własnym ojcu. A jak ojciec nie miał dostępu do swego ojca, bo tamten pił, bił, albo był nieodstępny, bo leżał za życia w grobie, przy swoim ojcu? Należy wtedy czasami sięgnąć po męskie, do 4 pokolenia, a jak nie da rady, to nawet do 7 pokolenia. I kiedyś na warsztatach robiłem takie ustawienie, gdzie stanęło 7 pokoleń mężczyzn, w linii prostej, i otoczyło tego jednego, w takim naturalnym ruchu. A ten stał w środku. Patrzył im w oczy, i kłaniał się wewnętrznie. W jego rodzie coś się stało 5 pokoleń wcześniej. Nie wiemy nawet co. Ale jak pra pra dziadek dotarł do swego ojca, to reprezentantowi łzy leciały z oczu, jak na tych bajkach z Myszką Miki – takie fontanny łez.

Potem w naturalnym ruchu energia poszła jak w układankach domino. Coś się odblokowało. Tato klienta stanął, w tym kręgu mężczyzn, i patrzył trzymając pozostałych za barki, a klient łkał i wył. Wył i łkał. Zanosił się w tym płaczu. Taka wielka tęsknota, tak wielki ból, a pod tym bólem tak wielka miłość. I tych 7 stało wokół tego jednego, i to co do niego płynęło było czyste. Piękne, silne, stanowcze a jednocześnie pełne miłości i trzeźwości wglądu. Na krzesełku przed własnym ustawieniem usiadł koło mnie chłopiec. Z sali warsztatowej wychodził mężczyzna. Inna twarz, inne spojrzenie, inna energetyka… i ta trzeźwość w oczach. Ten wgląd w siebie, i w ludzi naokoło. A co się działo z kobietami, które na to patrzyły? Na początku zanim doszło do procesu nie były zainteresowane tym chłopcem. Gdy minęło jego ustawienie, gdy stanął w swoim męskim, non stop się na niego oglądały. Czuły, że ten facet jest w swojej sile, że ma dostęp do swej męskiej linii. A takimi chłopami, babeczki są zainteresowane.

Czy da się coś takiego przejść bez miłości? Nie da się. We łbie się da, ale nic z tego nie wniknie, poza kilkoma odpowiedziami na pytania, które były stawiane od dawien dawna. Co śmieszne, odpowiedzi na te pytania, które sobie stawiałeś zrodzą wykładniczo kolejną lawinę pytań, i tak bez końca. Przez taki proces da się przejść tylko w pełnym poddaniu, i w pełnym kontakcie z własną emocjonalnością. A mężczyźni często są pozamykani na własną emocjonalność, na własne łzy, na własny ból. Brzmi mi w uszach piosenka naszych ojców „prawdziwy mężczyzna nigdy nie płacze…” sraty pierdaty. Właśnie taki prawdziwy ma odwagę płakać, i to przy sali pełnej obcych osób, bo wie, że czasami tylko w ten sposób da się dotrzeć do siły, bo tam gdzie najwięcej siły, tam też największy lęk, i ból, i tam zakopane największe skarby, jak to mawia czasami moja mądra żona.
Kiedyś ten chłopiec płakał, kiedyś ktoś go tak mocno skrzywdził, że obiecał sobie samemu przed samym sobą, że już więcej nie zapłacze, i już więcej nie będzie go bolało. Bach ! może nie było wtedy kogoś przy nim, gdy miał 3 czy 6 lat? Może nie byo przy nim taty? Może dostał po pysku od jakiegoś innego chłopca? Może nie było wtedy mamy? Czy to ważne? Każdy ma jakieś swoje traumy. Ważne, aby umieć dotrzeć do tego momentu i doprowadzić proces do końca. Taki niedoprowadzony do końca ruch, nazywa się przerwanym ruchem miłości do któregoś z rodziców. I jeżeli nie dokończy się tego ruchu, to człowiek wskakuje w łeb. Klapa, po prostu się zamraża, i utyka. To trochę tak, jakbyś biegł na spotkanie z kimś kogo kochasz, a tuż przed tą osobą, ktoś postawił Ci szklaną szybę. Widzisz, tą osobę, chcesz tam dojść, a nie możesz, coś Ci stoi na przeszkodzie. Coś czego nie widzisz. I teraz trzeba ten ruch KU komuś poprowadzić dalej, w miłości, w bólu niejednokrotnie, i w płaczu, tak, aby ruch się dokończył i dotarł do celu. Dzisiaj ten chłopiec ma 49 lat, i już dawno zapomniał, że kiedyś obiecał sobie więcej nie płakać. Zamknął się w swojej szklanej przestrzeni i przestał czuć. Zamroził się.

A ja Ci mówię, że ten lodowy cierń można wyciągnąć z serca, nogi, dupy, szyi, bo ile podczas swego 30 – sto czy 45 letniego życia wsadziłeś sobie, w ciało takich cierni? Czasami w ogóle nie do końca świadomie. A one tam sobie siedzą, i z roku na rok czułeś coraz mniej. Kiedyś myślałeś, że jak będziesz miał pieniądze i stanowisko, i duży dom, i wymarzony samochód to w końcu odnajdziesz to, co kiedyś utraciłeś. Ale to nie tak, to tak nie działa. Zmiana zaczyna się w Tobie. Dom masz w sobie, samochód masz w sobie, obraz związku masz w sobie, i albo umiesz z tym złapać kontakt, albo przeżywasz swoje życie jak za szybą.
Chłopiec staje się mężczyzną przy Tacie, nawet tym złym tacie. Nawet tym, który pił i bił, i nie jest łatwo do takiego taty dotrzeć z miłością. Zazwyczaj w takich ustawieniach klienci zaciskają pięści. Zaciskają też szczęki. W ogóle zaczynają się szykować do walki. Często za mamę. Chcą wpieprzyć własnemu ojcu za ich mamę. Mama stoi spokojnie, a dziecko spokoju nie ma. Ma w sobie mega wkurw. Mama nie ma jawnie kontaktu ze swoją agresją. Czasami poprzez syna załatwia swój problem z mężem. Wtedy taki chłopiec najpierw musi się odkleić od tego co nie jego, i popatrzeć na sytuacje nie oczami mamy, nie z perspektywy mamy, ale swoimi małymi oczami. Oczami małego dziecka, które się bało, które było przerażone. Musi sobie uświadomić, że oczekiwania żony wobec męża, to jedna para kaloszy i on nie ma z tym nic wspólnego. On tam jest dzieckiem, a czego chcą dzieci? Aby tato i mama na nie patrzyli. Aby wzięli je za rękę, i poprowadzili na spacer, albo pograli z nimi w piłkę.

Męska miłość jest inna. Nam mężczyzną brakuje męskiej miłości, dlatego jak rzepy lgniemy do cycka. Kiedyś do cycka mamy, potem do cycka swojej kobiety, tylko jaka kobieta wytrzyma z facetem, który cały czas chce być przy cycku, jak dziecko. Po co kobiecie kolejny dzieciak? Nie chce takiego. Będzie takiego kopać w tyłek. Czasami jest on wygodny w obsłudze, bo można za pomocą przysłowiowego cycka nim sterować, ale to się kobiecie po jakimś czasie nudzi i zaczyna szukać samca, który ją poprowadzi. A czasami nie będzie szukać, tylko ją będą szukać.
Mężczyzną brakuje męskiej miłości do siebie nawzajem, i do siebie samych. Brakuje im ojcowskiej miłości. A tej miłości nie znajdą przy kobietach. Tą miłość mogą znaleźć przy ojcu, przy innych mężczyznach. Tam nie ma mowy o seksualności, tam jest intymność, i braterstwo. Tam jest agresja, ale nie przemoc, tam jest kontakt z własną agresją, tam jest blisko, i tam jest źródło, do którego jak raz dobrze dotrzesz, a potem wydreptawszy sobie ścieżkę, możesz pić ze swego źródła do woli.
Z męskiego serca, do męskiego serca – usłysz wołanie – wołam Cię swoim męskim sercem. Wszystkiego co dla Ciebie najlepsze, w tym dniu.

O Autorze 

Nazywam się Mirosław Piotr Czarko-Wasiutycz. Urodziłem się w 1978 r. we Wrocławiu. Studiowałem Psychologię Zarządzania, i Marketing. Przez 12 lat pracowałem w mniejszych i większych firmach, a także korporacjach. Pełniłem funkcje kierownicze, dyrektorskie, ale najbardziej przypadło mi do gustu stanowisko trenera, coacha, mentora - w tym wymiarze realizuję się zawodowo. Pracuję z biznesem, i klientami indywidualnymi. Biznes wspieram szkoląc ze sprzedaży, obsługi klienta, coachingu, zarządzania, komunikacji. Przy pracy z klientem indywidualnym stosuje techniki coachingowe, i metodę Ustawień Systemowych Berta Hellingera - takie połączenie narzędzi i technik przynosi mi i moim klientom bardzo dobre efekty. Uczestniczyłem w ponad 50 warsztatach rozwoju osobistego, szkoląc się u różnych mądrych ludzi. Mam na swoim koncie ponad 4500 spotkań coachingowych, i ponad 2000 godzin spędzonych na sali szkoleniowej. Z Ustawieniami Systemowymi spotkałem się w 2005 r. Od tamtego czasu moje życie uległo olbrzymiej transformacji. Dzisiaj, po 12 latach pracy z sobą samym pomagam między innymi mężczyznom dotrzeć do ich wewnętrznej męskiej siły, którą mogą znaleźć przy swoim ojcu. Czerpiąc siłę ze zdrowych męskich korzeni pozwalam im wyciągnąć na światło dzienne, ten potencjał, który zawsze w nich drzemał, tylko czasami był przykryty kurzem zamierzchłych czasów. Kobietom pomagam dotrzeć do ich ojca, a potem powrócić w ramiona matki, do tego co żeńskie. Prywatnie jestem mężem i ojcem - trójki wspaniałych dzieciaków - Aleksandra, Juli Antoniny, i Emilli Zofii. 
Klientów indywidualnych przyjmuję w Kątach Wrocławskich, lub na sesjach via Skype. Na ternie Polski i za granicami kraju prowadzę również warsztaty Ustawień Systemowych. Jeżeli chcesz się umówić zapraszam Cię do kontaktu. 
  
Dane do kontaktu: 
mail: mirekczarko@gmail.com 
tel. +48 781 896 147 
skype: czarko.consulting 
Na Facebooku prowadzę grupę Kobieta i Mężczyzna do, której serdecznie Cię zapraszam.
https://www.facebook.com/groups/1635773963339541/?fref=ts

Tu znajdziesz grafik Warsztatów Ustawień Systemowych  



Grafik warsztatów Ustawień Systemowych pierwszy kwartał 2018 r.



Zapisy:
M. mirekczarko@gmail.com
T. +48 781 896 147

środa, 1 marca 2017

Czy Toksyczne relacje to przekleństwo?

Wiele jest na świecie nieszczęśliwych związków. Na pewno każdy, z nas zna kogoś takiego kto tkwi, w związku, który z zewnątrz wygląda na toksyczny, i pewnie nie raz taka osoba, z toksycznego związku słyszała – co Ty z Nią / Nim robisz? Po co z Nią/ Nim jesteś? Przecież to Cię wykańcza. Osoby, które tkwią w takich związkach poniekąd mają świadomość, że tkwią w związku, który nie funkcjonuje tak jak powinien, bo po jakimś czasie nawet do najbardziej zakutego łba wchodzi informacja, że coś tu nie gra. Że nie jest w porządku, jeżeli On Cię tłucze po łbie, nawet jeżeli faktycznie popełniłeś błąd, i nie zrobiłeś czegoś właściwie. Wali się, pali, wzywana jest policja, lecą wyzwiska, oskarżenia, patelnie, garnki, buty, i są ofiary. Mimo wszystko ludzie w takich związkach nadal trwają. Po burzy przychodzi spokój, jak to było w jakiejś piosence, zaś ruch zbliżania się, i oddalania się od siebie jest naturalnym ruchem w parze. W toksycznych relacjach natomiast to oddalanie się, i przybliżanie wygląda jak oddalająca się, i przybliżająca do brzegu fala tsunami. On ją wali po głowie, ona płacze, pakuje się, grozi, że się wyprowadzi, potem jednak, gdy już stoi w drzwiach, jakby coś jej odbierało siły do tego, aby przekroczyć próg. Wlewa się w nią jakieś dziwne uczucie miłości, spokoju, nadziei. Zaczyna sama siebie obwiniać. Umysł podpowiada jej pytania – a może faktycznie to ja zrobiłam z igły widły i sprowokowałam tą awanturę? Już nie jest tak do końca pewna, czy wyjście z domu, zakończenie relacji to dobry pomysł. Jeszcze przed chwilą był to doskonały i jedyny rozsądny pomysł, a już po chwili nie jest do końca tego pewna.

On doświadcza razem z nią zdrady. Jest wzburzony. Wkurwia się, co tu dużo mówić, i postanawia, że zakończy tą relacje tu i teraz. Potem słyszy od niej, że to przez to, że go nie było, że był nieobecny, że dlatego zaczęła szukać kogoś, kto chciał jej słuchać. Nagle pomysł na zakończenie relacji przestaje być dla niego najlepszym rozwiązaniem. Przecież mamy dzieci, przecież to ja ją wybrałem na swoją żonę. Może faktycznie byłem nie obecny. Siedziałem po nocach w pracy, uciekałem z domu, może faktycznie to moja wina. Zostanę. Zmienię się. W obliczu utraty partnerki nagle zaczyna sobie uświadamiać, jak ją kocha. Przecież nie jest w stanie bez niej żyć. A tym bardziej żyć, z przekonaniem, że nie zrobił wszystkiego co mógł, że za mało się postarał. Przecież może stracić wszystko. Związek, żonę, kontakt z dziećmi, i jeszcze społecznie będzie rozwodnikiem. Postanawia zostać. Relacje jakoś przez moment się ocieplają. Oboje zapominają na chwilę, o tym co było trudne. Sińce schodzą, już ich prawie nie widać. Dzieci się cieszą, obrazem, że rodzice są ze sobą razem. Oboje kładą się do łóżka spać, wtuleni w siebie, tak szczelnie jak z nikm innym, i oboje marzą. Marzą swój udany związek. Trochę się boją, ale marzą o tym, że tym razem będzie inaczej.

I huj… inaczej nie jest. Po jakimś czasie wszystko zaczyna wracać do normy. Ewenementem jest ich bycie razem w bliskości i miłości, w symbiotycznym spleceniu dwóch ciał. W byciu tak blisko, że bliżej ciało z ciałem się nie da. Świeci słońce. Świat wygląda inaczej. Ale to tylo na chwilę, bo normą jest wojna. Ani On, ani Ona nie mogą odejść, więc wiążą się jeszcze bardziej. W różny sposób się wiążą. Czasami wiążą się dzieckiem, a jak jedno nie wystarczy to wiążą się drugim, trzecim, czwartym. Wiążą się wspólnym kredytem. Papierem, w którym jest napisane i to pod przysięgą kościelną lub państwową, że są razem mężem i żoną. I przysięgają publicznie, że będą ze sobą na dobre i na złe. Wiążą się długami, ciężkimi losami. Wiążą się chorobą dziecka, i brną w to głębiej, i głębiej licząc, że na końcu czeka jakaś nagroda. Że jak już tak dużo doświadczą, że jak już tak się nacierpią, że jak już zbiorą dostatecznie dużo cięg po łbie, dupie, plecach, że jak już będą mieli tak dużo blizn, to w końcu, gdzieś tam na końcu dostanie im się nagroda. Czasami zanim dojdą do tej upragnionej nagrody, niestety ktoś kogoś popchnie mocniej, i czasami mamy tragedię. Śmierć. Więzienie. Dzieci w domu dziecka, albo u rodziny zastępczej. Czasami naprawdę czarno się kończy.
Wiąże ich natomiast trauma. Trauma symbiotyczna. Dziecko uczy się miłości od mamy. Mama jako pierwsza uczy dziecko miłości. Jeżeli natomiast mama jest straumatyzowana, to przekaże dziecku taki wzór miłości, jaki sama ma w sobie. Jeżeli mama nie jest gotowa na bycie mamą, jeżeli sama doświadczała trudnego, i nie przeszła przez to, nie doświadczyła, nie zrozumiała, to będzie kopiować na dzieciaka to co ma. A jak ma Trudne, to będzie replikować Trudne. Dzieci zaś kochają bezwarunkowo, i są w stanie na poziomie duszy umrzeć za rodziców.

Świadomie przeżywamy mniej niż 10% procesów które zachodzą w naszej psychice. Czyli ponad 90% psychicznych procesów odbywa się przez 24 h na dobę poza obrębem światła naszej świadomej latarki. Ponad 90% ! Dlatego właśnie w ustawieniach systemowych terapeuta patrzy na ciało, oddech, chrząknięcia, kichnięcia, ruchy, drżenie ciała, puls. Ciało zawsze mówi prawdę. Język powie wszystko. Wszystko zracjonalizuje. Ciało zawsze mówi prawdę. Ciało mówi jak jest. Język często mówi, jak by chciał, aby było.
Trauma ma miejsce wtedy, kiedy przeżywamy coś bardzo trudnego. Ma miejsce wtedy kiedy napięcie systemu nerwowego jest tak duże, że organizm obawia się o przeżycie, przetrwanie. W takich momentach dochodzi do podziału na to co świadome, i wyparte. Używając metafory: Wyobraź sobie, że bierzesz jakąś część siebie która Ci się nie podoba, bo jest brzydka, słaba, śmierdząca, boli. Pakujesz ją w foliową torebkę, i wkładasz do sejfu. Klucz do sejfu wyrzucasz za siebie, i wychodzisz z pomieszczenia, gdzie zostawiłeś tą część siebie. Zapominasz. Świadomie nie przeżywasz już bólu, strachu, czy innych odrażających uczuć, ale to nie zmienia faktu, że ich nie ma. Są jakby dla świadomych procesów niewidoczne, a manifestują się brakiem czucia, i zamrożeniem jakiejś części ciała. One są, i dlatego, że o nich zapomniałeś – a zapomniałeś, aby przeżyć, w tamtej konkretnej chwili, aby móc przetrwać – działają, i to działają potężnie. Im bardziej wyparte ze światła świadomości, tym mocniej działają. Tym mocniej działają, w Twoim życiu. Działają z poziomu nieświadomego. Dlatego też, ktoś kto niesie w sobie traumę, nawet nie zwróci uwagi na kogoś, kto takiej traumy nie niesie. Jego nieświadomość będzie kierowała jego uwagę na osoby, z którymi będzie mógł przeżyć to jeszcze raz. Przeżyć jeszcze raz to czego np. doświadczył w trudnej relacji ze swoją mamą. A będzie się tak działo po to, aby ostatecznie uwolnić się od traumy. Wyciszyć ją. Rozpuścić, roztopić. Dlatego właśnie na ustawieniach nie usłyszysz np. „Ojjjojoooj jaki ten Twój partner zły. A Ty taka biedna. Pomogę Ci.” Zazwyczaj usłyszysz natomiast „Trudny partner to dobry partner”, albo „Partnerzy są siebie warci”. Na ustawieniach dobry terapeuta nie powinien pozwolić Ci robić z siebie ofiarę. Nie powinien głaskać Cię po głowie litując się nad Tobą. Dobry terapeuta powinien wierzyć w to, że masz siłę wziąć za sytuację odpowiedzialność, i unieść ją na własnych nogach. Dobry terapeuta to taki, przy którym zyskujesz siłę. Po spotkaniu, z którym masz w sobie więcej autentyczności.



Jeżeli dziecku nie udało się w naturalnym ruchu przepływu odejść od mamy, do swojej niezależności, do swojej odrębności, do swoich uczuć, przeżyć, doświadczeń, do swojego świata, i tkwi na poziomie psychicznym w takiej traumie symbiozy z matką, pomimo tego, że może mieć dzisiaj 40, albo i 75 lat, to często będzie w trakcie swego życia trafiało i przyciągało do siebie osoby z podobną traumą. Bo trauma przyciąga traumę. Bogaci przyciągają bogatych. Biedni biednych. Chorzy chorych. Pesymiści pesymistów, a optymiści optymistów. To niemoc odejścia od mamy, z ramion mamy ku swojemu… ku sobie, ku swojej odrębności przejawia się niemocą odejścia z toksycznej relacji. Tylko, że wtedy kiedy mieliśmy 2 latka, 6 latek po prostu odejść nie mogliśmy. Musieliśmy zostać, zostać i tkwić w tym co było, a wiemy, że nie zawsze było różowo. Inaczej mówiąc, problemem ostatecznie nie jest Twój partner z toksycznej relacji. Nie toksyczna relacja jest problemem. Relacja jest jaka jest. Kwestia jest tu tego, że problemem jest straumatyzowana część Ciebie, której nie widzisz gołym okiem, nie masz nawet świadomości jej istnienia, a Ona działa. Kiedyś to odszczepienie, wykluczenie tego trudnego doświadczenia z mamą, czy z tatą pozwoliło Ci przetrwać. Dzisiaj już jesteś duży, już nie musisz się bać, że jak skończysz związek ze swoim partnerem, to nie przetrwasz. Nie musisz się obwiniać, że coś zrobiłeś źle. Może to jest tak, że wtedy gdy byłeś mały, mama uczyła Cię, że widzi Cię i kocha tylko wtedy, kiedy jesteś taki jaki Ona uważa, że powinieneś być? Może nie byłeś w stanie tego znieść, i chciałeś uciec, tak jak teraz stajesz z walizkami przed drzwiami z łzami w oczach. I nie możesz przekroczyć ich progu. Może tak samo kiedyś, jako 3 letnia dziewczynka nie mogłaś wyjść z pokoju, bo były zamknięte drzwi, lub mama przytrzymała je swoim ciężarem. Może mama jak zobaczyła jak płaczesz, i chcesz uciec nagle się zreflektowała, i dotarło do jej serca, że wyrządziła Ci krzywdę. Może dotarło do niej, że zrobiła to bo inaczej nie umiała. Może poczuła się na moment winna. Tak samo jak teraz, gdy próbujesz wyjść, a Twój partner nagle zaczyna Cię przepraszać na kolanach, żebyś nie wychodziła, bo jego trauma z kolei zazębia się z Twoją w taki, sposób, że jego mama straszyła, że jak będzie nie grzeczny, to pójdzie i już nigdy nie wróci? I teraz On jak widzi Ciebie stojącą w drzwiach, to widzi w Tobie tak naprawdę swoją mamę, która spakowana wychodzi?
Procesy psychiczne, które się nie dokończyły trwają. Czasami przerwane w pół drogi, i czasami ludzie fizycznie mają 50 lat, ale w procesie psychicznym wewnętrznym, wewnątrz siebie mają tych lat 3. I tak tkwi taka dwójka zdawałoby się dorosłych ludzi w relacji traumy. Pasują do siebie jak pięść do oka można by było powiedzieć. Boli ich niepomiernie to co sobie nawzajem robią. Oskarżają się wzajemnie. Grają w gry winny, niewinny. Kat, ofiara. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za siebie, bo nikt nie chce uwierzyć, że sam sobie stwarza taki los. A trauma działa z ukrycia. Wyparta. Zamknięta w sejfie na ostatnim z ostatnich pięter piwnicy nieświadomości. Gdzie klucz? Nie wiadomo. Ktoś kto patrzy z boku po prostu nie rozumie tych dwoje. 



Tęsknią za sobą, tak jak wtedy gdy tęsknili za miłością mamy, a mama była niedostępna, bo była sama ze sobą we własnej traumie. Tęsknią i płaczą, i nie wierzą, że to się im przytrafia. Najłatwiej zwalić winę na chłopa alkoholika, albo na kurewski charakter żony. Ale co to zmieni? Czy trauma się rozpuści? Czy stopnieje? Nie. Do takiej matki, też trzeba znaleźć na powrót drogę. Znaleźć drogę mimo całego strachu, i pieczołowitości, z jaką te trudne pełne bólu wspomnienia zostały zakopane, wsadzone do ostatniej dziury, a klucz wyrzucony za siebie, w jakąś inną czarną dziurę. Powoli zacznie topnieć… powoli zacznie puszczać. Na dnie, na samym końcu dotrzesz do głębokiej miłości, do mamy, do siebie, do życia, i będziesz błogosławił każdy życiowy zakręt, który Cię w tamto miejsce doprowadził.

To co trudne w tamtej relacji trzeba nazwać. Często osoby, które biorą udział w warsztatach Ustawień Systemowych przeżywają te trudne momenty z własną mamą, czy z własnym tatą. I dociera do nich to co było skrywane w piwnicy nieświadomości. Trzeba przez to przejść. Może pojawić się ból, ale pod bólem docieramy do miłości. Miłości, która może zawitać nawet do tego najgłębiej zakopanego sejfu, gdzie cichutko skulona w kącie siedzi ta malutka dziewczynka, i ten malutki chłopiec, o którym zapomnieliśmy czasami nawet 60 lat temu.

O Autorze 

Nazywam się Mirosław Piotr Czarko-Wasiutycz. Urodziłem się w 1978 r. we Wrocławiu. Studiowałem Psychologię Zarządzania, i Marketing. Przez 12 lat pracowałem w mniejszych i większych firmach, a także korporacjach. Pełniłem funkcje kierownicze, dyrektorskie, ale najbardziej przypadło mi do gustu stanowisko trenera, coacha, mentora - w tym wymiarze realizuję się zawodowo. Pracuję z biznesem, i klientami indywidualnymi. Biznes wspieram szkoląc ze sprzedaży, obsługi klienta, coachingu, zarządzania, komunikacji. Przy pracy z klientem indywidualnym stosuje techniki coachingowe, i metodę Ustawień Systemowych Berta Hellingera - takie połączenie narzędzi i technik przynosi mi i moim klientom bardzo dobre efekty. Uczestniczyłem w ponad 50 warsztatach rozwoju osobistego, szkoląc się u różnych mądrych ludzi. Mam na swoim koncie ponad 4500 spotkań coachingowych, i ponad 2000 godzin spędzonych na sali szkoleniowej. Z Ustawieniami Systemowymi spotkałem się w 2005 r. Od tamtego czasu moje życie uległo olbrzymiej transformacji. Dzisiaj, po 12 latach pracy z sobą samym pomagam między innymi mężczyznom dotrzeć do ich wewnętrznej męskiej siły, którą mogą znaleźć przy swoim ojcu. Czerpiąc siłę ze zdrowych męskich korzeni pozwalam im wyciągnąć na światło dzienne, ten potencjał, który zawsze w nich drzemał, tylko czasami był przykryty kurzem zamierzchłych czasów. Kobietom pomagam dotrzeć do ich ojca, a potem powrócić w ramiona matki, do tego co żeńskie. Prywatnie jestem mężem i ojcem - trójki wspaniałych dzieciaków - Aleksandra, Juli Antoniny, i Emilli Zofii. 
Klientów indywidualnych przyjmuję w Kątach Wrocławskich, lub na sesjach via Skype. Na ternie Polski i za granicami kraju prowadzę również warsztaty Ustawień Systemowych. Jeżeli chcesz się umówić zapraszam Cię do kontaktu. 
  
Dane do kontaktu: 
mail: mirekczarko@gmail.com 
tel. +48 781 896 147 
skype: czarko.consulting 
Na Facebooku prowadzę grupę Kobieta i Mężczyzna do, której serdecznie Cię zapraszam.
https://www.facebook.com/groups/1635773963339541/?fref=ts

Tu znajdziesz grafik Warsztatów Ustawień Systemowych  
Grafik warsztatów Ustawień Systemowych pierwszy kwartał 2018 r.


Zapisy:
M. mirekczarko@gmail.com
T. +48 781 896 147